Nobi-litacje









Nie-docieczony wątek

Gdy stanę się częscią ubytku
i niewielę już będę zdolny
Czy zmrużysz oczy z tęsknoty
               - napitku?
Że Los tak szydzi? Los podły!

Nas nie ma.
A nie będzie tylko trochę bardziej
Zamiast pierzyny utuli gleba
A pod głową tylko troche twardziej.

Docieczony wątek nużącej sprawy
sens rzeczy? -uśmiech niemrawy.

Życie nabiera mocy
gdy gaśnie
dzień wartością Nocy





"Orlęta"
      -Tym co męstwo większe ich posturze.

Orlęta płoche winny w gnieździe siedzieć
Zamiast szańce stawiać, jak zabijać wiedzieć
Rączki gładkie, do zabawy przywyknione
Dziś zmęczone walką, strzelbą obłożone
Oczka drobne, niegdyś tylko w świetle słońca
Dzisiaj wroga patrzą, w wątły blask miesiąca
Nózki wątłe, co w hasaniu lasem biegłe
Dziś boleśnie klęczą na brukowej cegle
Buzia, miast uśmiechem szczerym świecić
Twarz od śmierci sroga u maleńskich dzieci

I został po nich, gdy nadzieja lodem skuta,
W brudnym błocie,
              ślad małego buta



(Szczecin, Maj 2010)





Omnis Moriar

Czy-m jest człowiek -czy jeszcze? w rozstaniu
gdy wszystko milknie w bezoczekiwaniu?
psem zgubionym w lesie?
co sam się znajdzie podniesie?
Czy gmachem, kościołem w witraże?
Bezbożnym i spękły ołtarze
Strzępem dumy cieniem od blasku
Ostatnią kroplą schnącą na piasku?
Innym ten widok, pięknym jest który!
inny ćpunem zapachu jej skóry
inny za uśmiech na klifi szczycie
na nowo na nowo
pojmuje docenia życie

Nie dla niej już
nigdy pełen spełnienia
dla emocji
ich podkreślenia
Wybijam kropkę na końcu zdania.

Zesłania?





"Niezapomnienie"


Symfonie pełną i grzmoty chóralne
Co murom katedr dreszczem niespokoju
Ultimatum dźwięku do-społu zgarnę
Jak ryk wiktori po wygranym boju

Dziewicze brzegi wezmę w poznanie
I przednie legijony kwiatów krymu
Insygnia Dzieła co znaczą władanie
Ze wszechmiar potężne niższe od pyłu!

Zdania załącze cztery a prawdziwe
Jeden kłam świata dualizmu
Czyny wybiore złe i niegodziwe
Dodam dla prawdy i szczeptę komizmu

Na wszystkie mowy tę słowa przełożę
I z każdej wezmę co tu- niezbędne
Bożków i Bogów symbole założe
Wiedzę zaś wszelką dostępną zdobędę!

Życie i namiętności zbyję płomienne
A umrzeć jak trzeba będzie i pestką
By zapisać tak list we słowy znamienne
I przekazać wam, jak mi do was tęskno!

(Hamburg, lipiec 2011)





Miłośc do Ciebie

Moja miłość do Ciebie
boli bardziej niż wszystko
wydusza ostatnie tchnienie
fałszuje w ulubionych piosenkach

Miłośc do Ciebie nawet nie pachnie
i szpetna ona- niesłychanie
Jak ciemna noc listopada aż
oczy bolą patrzeć za długo

Miłość do Ciebie jest nic
nic niewarta nic niewarta
Żyd za nią grosza by skąpił
bo depcze kiełki optymizmu

Miłośc do Ciebie sprawa że
płacze jak by mama umarła
nie lubi nawet Norwida i Bluesa
Jej ojciec głosował na SLD

Miłośc do Ciebie była nielubiana
w klasie jest hazardzistką
ćpunem złodziejem kloszardem
Bije nawe dzieci po pijaku

Miłość do Ciebie ciąży jak kac
po naprawde kiepskiej imprezie
Jest kwaśna i gorzka jak
tania kawa drażni jak odcisk

Moja miłośc do Ciebie nie chodzi
do kościola wyborów urzędów
nie płaci fiskusowi co trzeba
nie oddaje jednego procenta

Zła jest ta moja miłość właściwie
lecz wiesz?
bez niej wszystko jest takie...
takie jak wyżej





"Globe Theatre"

"Jak się nie nudzić na scenie tak małéj,. Tak niemistrzowsko zrobionéj,"
C.K. Norwid

Na tej niemistrzowsko poczynionej scenie
Twór dłuta tępego wbrew Twojej uwadzę
aktory są śmieszne w pełnej powadze
pograją, pomilczą- plewy i kamienie!

i moja noga postąpiła z rodu
co własnem jest tylko spektaklem prawdziwem
który syny swe i córy niegodziwe
uprzymaskowił wdziewając na karę od młodu

nie masz drugiego cu-dnego jarmarku
juchą a łzami aktory męczą słowa
ogrom wszelkiej nędzy co piękno uchował
finał bez kurtyny, płomień w ogarku...

(Szczecin, Listopad 2010)





Franco

Jestem demiurgiem własnych zdarzeń
Powszednich pragnień mi godną strawą
pierwotną jakością mych wyobrażeń
pieknem i złem nie autosławą.





Auto (i?) portret


Do kraju tego, gdzie posiłek dostatni
brukuje chodnik na zmarnowanie
A głodnym jest brat ostatni
Tęskniłbyś, Panie?

Do kraju tego, gdzie małą jest sprawką
bezmyślna przemoc i drzew łamanie
krajobraz zwykły ze zniszczoną ławką
Tęskniłbyś, Panie?

Do kraju tego, gdzie mowa uboga
ksiądz jest klechą z nudnym kazaniem
wstydem zaś jest wyznawać Boga
Tęskniłbyś, Panie?

Do smaku obłudy i nieposzanowania
gdzie Honor nie broni przed słowa łamaniem
i jeden drugiemu szczęscia odmawia
Tęskniłbyś, Panie?

Tęskno mi również i do rzeczy innej
Tyś zasmakował i dał w zapamiętanie
jak tu odnaleść ziemie niewinne?
Podpowiesz mi, Panie?


***

nie-były filar panteonu
Z obcej i trudnej skały
rzeźbiony- na swojską modłę

Ha! Coś Ty Polanom zrobił Erudyto
że Ci rozliczne tablice wyryto
-nieznając dotąd?

Patrz.
Oto jest dziecko
Niezadanych pytań
z bezdzietnych matek chowany
Ich bezimienne dzieci
Niepopełnione wiersze
i błędy
nieodśpiewane chymny
podbitych państw
przerwane śluby
przed-wcześ-nie pogrzebane
pękają z dumy
nad takim bratem
-jedynakiem.

Ojców zabitych
zapomnianych przez dzieci
Pokrzepił zawiódł i kochał
aktor zburzonych teatrów
gdzie sztuki
były-by wielkie
gdyby ktoś zechciał wpuścić aktora.

Brakło i mnie wsród pomnych chwili
gdy zycie i sny w proch obrócili
-nieubładanym dryfem losu.

Przejżałem się w grobie medalionie
Twoim jak w lustrze
znaczy, że osiągalne
by zadać? twoje pytania

nie mo!gę.

(Szczecin, Marzec 2011)





Chrzest.
Homo homini lupus est.

Postaci tęskniące za prawdziwym niebem
śniedzią pierw i suchym odkarmimy chlebem
w konopne szmaty odziejemy garby
przez litość a na trwogę zapowiemy skarby

pracowite dłonie spętamy różańcem
połamiemy obie nogi - in makabre dance
przez ścieżki święte, do spełnień wiodące
przepędzimy nagie trupy i dzieci płaczące

podpalimy im świątynie obalimy wszelkie słowo
zatrając wszystko dobro, co ma być na nowo
na każdy szept i zapytanie - krzyk i potępienia
obdzierając z przywileju godności stworzenia

zbledną flagi, nieba pękną, zmarzemy uśmiechy
uczynimy w mocy wszystko by nie dać pociechy
by w ostatku, gdy nadzieja już stracona
tym istotom, tuż przed śmiercią
-własne dać imiona.





Collegium Morum

Skoszarowani rekruci wiedzy
bitne legiony marudnych kalek
Nauki sieroty chowańce
rząd rzędów lalek
smętnych i do bólu bezwładnych

kompania karna młodych ochotników
dezercja - przemyt - korupcja czasu
żyją
a nie mieli zyć
nie zyją?
A chcieli żyć!

Tęskna im chwila (niedopowiedzenia)
przecież to zbroi!
To nudne
bolesne
i głupie
do samodoskonalenia!
odwagi!

Krk x 11'





"Dar Jedyny"
"Powab i grzmot... dwie siły,
Skąd-kolwiek-bądź by były!...
To - dwa wdzięki Uranii, dwa jej ramiona. "
(C. K. Norwid)

Tak gładkie schodzą się faktury
Muśnięciem jakby go nie było
Czy początek Koniec Czy który
Pojęcie rzeczy i inne- ubyło

Niebo jaśnieje gęstym schodząc woalem
Co- gdy szturm czterech srogich
Klucznik niebieski błyska opalem
Danego klucza do komnat błogich

I tangiem puszczone żywioly rozliczne
Niczym co tak niedopowiedziane
Sączą się w suszę krople żywiczne
byty do Życia nobi-litowane!

Bezwstydna utopia korespondencji
Bezdźwięczne słowa a doskonałe
Wzajemna jakość czulej prezencji
Podłe co inne – dalekie i ! małe

Nadczułe zmysły czy porażone
Czy zbyt piekne czy uczciwe
Zewsząd zbiegają sensacje złożone
Takie to proste, takie
właściwe

Gradient powstał ciągiem namiętności
radość obawa czułośc uwielbienie
By tak co mocniej co sił zagości
Pokazać że wzajem mają swe istnienie!



I Cisza. - wokół tylko przestrzeń pusta
Drżąca od ich uczuć i namietności
Ach koniec. Odjeli swe usta
Od pocalunku pierwszej miłosci.






""przerwałem w pół słowa księżycowi


Boje się śmierci wiesz
Co co mowisz?
że śmierci się boję mówie
czemu co czujesz?
tęsknotę jakąś chyba
za kim?
za czym
tęsknisz za domem?
jesteś prostakiem
a marzenia?
obrazy bez winy
sumienia?
bądźmy poważni
życia?
naprawde jesteś prostakiem
ludzi?
omne trinum perfectum
co nam będzie trzecie?
Niepewność bracie.
pierwotne źródło
i słowo
Trójjedyne- Piękno





Wojna Po wielkiej wojnie której powodu nikt zrozumieć dotąd nie zdołał wniosły się głuchę jęki zawodu ostatnich Bóg do siebie powołał i Życie sennie budzi się w ruin jak okiem sięgnął krew i piach ludzie znów wtrąceni do rui pamiętają... prawdziwy strach. rodak nie był drugiemu wrogiem rozmawa wtedy nie była o niczym dziś gdy już nie stoi za rogiem śmierć w mudnurze, nie trzyma biczy wszystko po staremu

Lepiej się cieszyć w radosnym krzyku?
czy płakać i stać cicho spokojnie
tu krzyże stoją w cmentarnym szyku
ordery jedynych wygranych na wojnie

śpiew radosny po glori dumnej
uścisk dłoni zwaśnionych stron
te same dłonie zamykały trumne
ten sam śpiew obwieszczał zgon

Te palce wskazuje wspólne nowe nieznane
ciągnęły za spust
-od krwi czerwone amen

Jęsli będziemy braterskie cierpieć rany
i wzajemny chleb od ust odbierać
zarówno w pokoju i gdy konflikt czarny
tak długo nie dane będzie pozbierać

Wszystkich ludzi w jednakie plemie
palce co znaczą wspólne drogi
krwią nie zapłaczą ojczyste ziemie
zabraknie spustów i rozkazów srogich

Niech więc wspólna pieśń nam brzmi
Amen. Czerwone od niewinnej krwi.

Tak człowiek gdy był drugiemu wilkiem
-jak zabił to musiał, a chyłkiem
dziś to nie samo, choć może?
od krwi czerwone amen
-nam już nic nie pomoże?

(Szczecin Wrzesień 2008)





Pierwsze wśród Pierwszych

"bywałem w niej, zmierzyłem lepiej jej przestrzenie
i wiem, że leży za jej granicą...
Marzenie!" (Dziady)


Niechcesz uroku, sławy, pomysłu
Wszystkich bogactw które podlicze
Nie dają sprawie wartości sensu
W szczere miłości tęsknisz oblicze!

Ją znam niewiele, lecz raz spotkałem
Gdy szła do kogoś, nie mając chwili
Szept miły jej, urwany słyszałem
Ci mnie zaznają, którzy mnie cierpliwi!-





Poeci(..)

Poeci nie noszą łatanych surdutów
Fikuśnych na bok kaszkietów z piórkiem
Ani na glanz czy na kredyt butów
Nie patrzą w chmury siedząc na biurkiem

Poeci fartuszki noszą w czerwone róże
Wzrasta ich sonet z kolejnym rokiem
I gdy dorosłe i gdy całkiem duże
Składają podpis pełnym dumy wzrokiem

Poeci noszą górnicze hełmy
Swym piórem zyskują nad skałą władzę
Gdy dzień śmiertelnych obaw pełny
Piszą największy wiersz o odwadze

Jak dwoje w po latach pierwszym zbliżeniu
Szczerze rymują miłość z utęsknieniem
Poezja jest w każdym głębokim spojrzeniu
Tren kapie łzą na rozkopaną ziemię

Poeci nie noszą łatanych surdutów
Fikuśnych na bok kaszkietów z piórkiem
Nie szukaj poezji wśród samych poetów
Rzemieślnik pióra, ślepiec za biurkiem.

marzycielsko
zapatrzeni w okno
za którym ucieka życie






Przewartościowanie

Ulga mną targa niepomiernie wielka
wszak nie moją strawą ta zupka cieńka
dumał kucharz gotując w kantynie

rad jestem jak na grusze pierwospadłe
wszak nie na mnie te kule zajadłe
myślał żołnierz sposobiwszy bronie

fortuny moge nazywać- łaskawę
wszak nie pod mój gmach te mury koślawe
pomyślał murarz robiąc po próżności

Ach! bezmiar ulgi i szczęścia pomiędzy
wszak nie mój to los we człowieczej nędzy
Powiedział Bóg na tronie Zwierzchności.





Tren Liryki

Wolne są ruchy przyszłej poezji
Lekkie w ciężkim lirycznym wdzięku
Pełne tak dawno spisanej finezji
Słowa głodnego żalu i jęku

To już nie wyrok liczony w Norwidy
Bo i one swój podły kres mają
Satyrycznie okrutne to zwidy
By dogmat stworzenia ująć bają

Wieszcze wolności- wolnym nie w smak
Łabędź nie skrybie ot normalny ptak
Sonety i hymny tradycji przedmurzem
Woluminy dziejów okładają kurzem


Już tylko lira kątem pod stołem
Na raz, na dwa... smutek pisze tonem





"W oknie znajduje ukojenie"

W oknie znajduję ukojenie...
wszak tu drzewa w kolor tożsamy
może zieleńsze strojne zielenie?
-zagadką niemożne świata pany!

plącze im liście wicher- co wschodni
tak w oknie przezemnie czekany!
może coś o was, może mi wspomni
jak ma ojczyzna, jak dom kochany...

może zawieje choć złamek zdania
jak matula na film brata woła
i pokaże jak ku babci skłania
by ją do snu czule przywołać

szepnąłby cicho wicher- co wschodni
tak w oknie przezemnie czekany!


(Hamburg, wrzesien 2011)





wiersz o miłości


Napisałem wiersz o miłości
Długo mi zeszło
trzy lata co dzień co noc co chwile

Życie było tak proste i miłe
gdy go tylko miałem przy sobie.

I zgubiłem mój wiersz o miłości
pisany smutkiem zdziwieniem zachwytem
W tych miejscach których magia
sama wpychała długopis do ręki

Dziś go zgubiłem straciłem
Po trzech latach gotowy wypadł
w jakąś brudną portową kałużę
mój wiersz o miłości

Kartka pachniała wiosennym deszczem
jasna jak blady poranny uśmiech
Drzewa zapomnianych dziewiczych lasów
usmiechem milcząc
ostatnie gałęzie na papier oddały
Ufając, że będzie na zawsze

Zgubiłem mój wiersz o miłości
Mam teraz jedno tylko zmartwienie
Jedno mnie trapi
inne dłonie podniosą
za mocno i niedelikatnie podniosą
ten mój wiersz
omylne
nie tak
oczy odczytają
nieodczytają
Uśmiechu rozkoszy i bezpieczeństwa
Ognia i prawdy i poświęcenia

zamieszkałych pomiędzy wersami
mojego wiersza
o pierwszej miłości